sobota, 11 lutego 2012

Morsowanie ;)

Z uwagi na to, że ma to być blog o "różnych różnościach i rozmaitych rozmaitościach" pora tchnąć w niego nieco świeżego oddechu :)
Dzisiaj rano miałem swój chrzest w roli morsa. 
Przeżycie ogólnie ciekawe, chociaż nie tak straszne, jak się wydaje. Ale od początku.
Było to moje trzecie podejście do morsowania. Pierwsze dwa razy nie wypaliły z uwagi na "niedogadanie" sprawy. Tym razem ekipa zbierała się w sąsiedniej miejscowości, na odkrytym basenie. Nadarzyła się okazja, więc należało z niej skorzystać. 
Trochę martwił mnie mróz. Jadąc na basen około 6.40, termometr w aucie pokazywał -22,5 stopnia Celcjusza.  Wprawdzie zmarzluchem nie jestem, ale ...
Morsowanie było umówione na 7.30, więc miałem prawie godzinę czasu na "rozgrzanie" się spacerami po mieście. Chociaż nie bardzo mi się chciało, to jednak wiele dzięki temu zyskałem. Praktycznie po wejściu na teren basenu mogłem się rozebrać i wskakiwać do wody. 
W szatni koledzy udzielili mi dobrych rad: "wchodź stanowczo", "panuj nad oddechem" i "za drugim razem będzie lepiej". Posłuchałem i okazało się, że mieli rację. 
Stanowcze zejście do wody po drabince, nie było takie straszne jak sądziłem. W tym momencie najtrudniejsze było opanowanie przyspieszonego oddechu. Pobyt w wodzie też nie okazał się czymś ponad siły. 
Kolejnym etapem było wyjście z wody, przebiegnięcie kilkudziesięciu metrów dla rozgrzewki i powrót do wody:) Tutaj największym problemem okazały się klapki. Wziąłem typowe klapki basenowe, czyli odkryte. Biegnąc, stopy miałem w śniegu, co spowodowało szybkie ich wyziębienie tak, że po chwili nie bardzo je czułem. Po przebieżce stanąłem nad wodą i zauważyłem, że na moim ciele zaczął się tworzyć lód ;) Świetny widok :) Zaraz wróciłem do wody i jak się okazało "za drugim razem było lepiej" :) 
Teraz odniosłem wrażenie, że woda jest nie zimna, ale neutralna. Wyjście z wody zakończyłem biegiem do szatni, gubiąc po drodze jednego klapka. Nie czułem nawet jak mi spadł. Na szczęście szybko się zorientowałem i wróciłem po niego. To pokazuje, że na dużym mrozie nie woda jest najgorszym wrogiem, ale mróz poza wodą. Wydaje mi się, że łatwo sobie poodmrażać palce u stóp przy chwili nieuwagi. 

Ciężko mi ocenić jak długo trwało posiedzenie w wodzie. Zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem byłem zbyt zajęty "doznaniami" cielesnymi, żeby skupiać się na tym ile cała operacja może trwać. 

Tutaj jest notatka ze zdjęciami o tym zdarzeniu na portalu regionalnym www.sarzyna.info

W tym miejscu, chciałbym również podziękować świetnej ekipie za miłą atmosferę i porady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz